Biblioteki w XXI wieku przyjmują nową rolę – stają się nie tylko miejscem, gdzie można znaleźć wszelkiej maści książki, ale także hot spotem dla sztucznej inteligencji. Wyobraźcie sobie, że AI zamawia sobie na lunch nie jeden, a miliony książek, by wrzucić do swojego wewnętrznego „mózgu”! Biblioteka Uniwersytetu Harvarda już zaserwowała AI prawie milion tytułów, które w dodatku pochodzą z XV wieku i są napisane w 254 językach. Kto by pomyślał, że stara encyklopedia będzie miała tak wiele do powiedzenia w erze chatbotów?
To jakby mózg AI stał się jedną wielką biblioteką, gdzie 242 miliardy tokenów (czyli jednostek danych) krążą niczym skarpetki po praniu – nikomu nie wiadomo, gdzie lądowały! Choć dla nas, ludzi, to ogromna liczba, to dla zaawansowanych modeli AI to zaledwie przystawka. Dla porównania, najnowsza wersja modelu Meta wytrenuje się na ponad 30 bilionach tokenów. Tak, to biliony, a nie kilogramy, więc zrozumcie, to nie jest zabawa w kółko-kręgielnię!
Jednak nie wszystko jest tak kolorowe, jak wydaje się na pierwszy rzut oka. Owszem, wprowadzenie tych zasobów ma swoje minusy. Jak donoszą eksperci, ryzyko napotkania przestarzałych lub stronniczych treści to poważny problem. Być może nie chcielibyśmy wpaść na książkę, która głosi, że Ziemia jest płaska. Digitalizacja książek to nie tylko wysoka technologia – to także spory kloc czasu i pieniędzy, co sprawia, że biblioteki muszą często polegać na sponsorach. W tym roku OpenAI przekazało 50 milionów dolarów instytucjom badawczym zajmującym się tym tematem, co ładnie brzmi, prawda?
Biblioteki i sztuczna inteligencja – połączenie, które brzmi jak tytuł nowego filmu sci-fi. I choć przyszłość jest pełna wyzwań i kontrowersji, to jasno widać, że otwierane zasoby będą miały gigantyczny wpływ na naukę i twórców. Kto wie, może wkrótce dzięki AI powstanie książka, która raz na zawsze rozwiąże zagadkę, kto tak naprawdę spalił tę niezapisaną kartkę? Czas pokaże!